Les Camps
Relacja jeńca KOWALEWSKIEGO
polskiego oficera, jeńca wojennego Oflagu IIB-IID

''Drogi panie Jacheet, Jestem żoną doktora Kowalewskiego i z powodu ran otrzymanych przez mojego męża w Polsce podczas niewoli (poniżej relacja z bombardowania Bornego Sulinowa w 1943r.) to ja do pana piszę w jego imieniu.

Zatem opowie on panu swoją historię poprzez moją osobę. ''Podczas wojny utrzymywałem regularną korespondencję z mamą. Ta korespondencja została znaleziona po jej śmierci i pozwoliła stworzyć małą książkę zawierającą zdjęcie zrobione w obozach jenieckich, Oflagach IIB w Choszcznie i IID w Bornym Sulinowie w latach 1939-54. W czasie tego okresu, Polska była okupowana przez Niemcy. Często rozmawiałem z francuskimi oficerami, którzy przybyli do naszego obozu, Oflagu IIB w Choszcznie, kiedy kapitulowała Francja. Byli oni umieszczenie w wielu istniejących obozach, w tym , w naszym. Oto kilka informacji dotyczących kontaktów Polaków z Francuzami, które zostały opowiedziane w książce opublikowanej w Polsce przez męża mojej siostry Sophnie, Wojciecha Milke, doktora handlu morskiego. Być może zainteresuje pana poznanie historii żołnierza Kowalewskiego (a więc mojej). Zacznę od wprowadzenia.

Urodziłem sie w Saint Petersburgu, stolicy Rosji imperialnej, w 1913roku. Byłem potomkiem Polaków deportowanych z Polski po zajęciu jej przez Rosję po powstaniu w 1863roku. Podczas rewolucji rosyjskiej, moja mama, moja siostra i ja zostaliśmy wysłani na Syberię do Czelabińska. Mój ojciec został zatrzymany i wysłany na wyspy Sołowieckie, znajdujące się na morzu Białym, na północy Rosji. W 1919 roku, moja mama, siostra i ja zostaliśmy wyzwoleni i mogliśmy wrócić do Polski, na chwilę przed wybuchem wojny z Rosja sowiecką w 1920roku. Wszyscy troje przeżyliśmy, ale nie mój ojciec. Moja mama została nauczycielką w miasteczku, gdzie chodziłem do szkoły, pracowała również w innym mieście-Athenee. Następnie przeprowadziłem się do Warszawy by zacząć studia na uniwersytecie. Po zdobyciu dyplomu z filozofii odbyłem służbę wojskową i skończyłem szkolę dla oficerów rezerwy, jako specjalista w dziedzinie karabinów maszynowych i armat przeciwpancernych. Każdego roku, podczas letnich wakacji, odbywałem manewry wojskowe.
W 1939roku zostałem zmobilizowany na fali pogłosek o wojnie i skierowany do pułku piechoty niedaleko granicy sowieckiej. W między czasie podpisano pakt przyjaźni z Hitlerem i traktat pokojowy z Polską został anulowany. Polska została zaatakowana aż do rzeki Bug. Oczywiście, na początku września 1939roku Polska została zaatakowana przez wojska nazistowskie. Kraj był zniszczony bombardowaniami.

Nie mieliśmy czasu na odpoczynek. Straciliśmy nasze lotnictwo i widzieliśmy jak niszczono nasze wsie i miasteczka. Przyglądaliśmy się sukcesywnemu niszczeniu naszego wojska. Uczestniczyłem w wielu walkach przeciwko różnym wrogom, ukraińskim i białoruskim, przeciw Niemcom. Po 17 października 1939roku musieliśmy dodatkowo walczyć z wojskiem sowieckim. Należałem do grupy ''Polesie'', oddzielnej grupy generała Kleberga, złożonej z żołnierzy należących do wielu zniszczonych pułków. Zostaliśmy przeniesieni na wschód kraju i wciąż chcieliśmy walczyć. Mój oddział miał 3 armaty, jednak skład ludzi zmieniał się bez ustanku.
Marsz grupy Kleberga na Warszawę nie miał żadnego sensu, ponieważ nasza stolica była okupowana od 10 dni, ale nasz generał nie miał radia i nie znał obecnej sytuacji.

Maszerowaliśmy dzień i noc pośpieszani przez czołgi sowieckie i namierzani przez rosyjskie samoloty aż do rzeki Bug. Po jej przejściu trwały walki z Niemcami. Nasz generał Kleberg musiał skapitulować podczas walk niedaleko miasta Kock, 6 października 1939roku z powodu braku pożywienia i amunicji. Dla ostatniej grupy polskiej armii niewola zaczęła się, więc 6 października 1939roku.Znalazłem się w Choszcznie po spędzeniu kilku tygodni w przeludnionych namiotach, w błocie i deszczu, nędzny i zmarźnięty.W Choszcznie czekały na nas niemieckie koszary, wspaniałe i zadziwiające, po przejściu przez nędze wydawały się wręcz luksusem. Obóz, Oflag IIB powstał w 1940roku, kiedy francuscy oficerowie -jeńcy przybyli po kapitulacji generała Petaina.
Było mi łatwo sympatyzować z nimi, ponieważ mówiłem po francusku i wchodziłem w skład personelu naszego obozowego szpitala. Od początku byłem pracownikiem w szpitalu, byłem odpowiedzialnym za laboratorium diagnostyki,wyposażone w dobry mikroskop i trochę narzędzi do biochemii elementarnej (hematologii, badania soków trawiennych, bakteriologii).

Oficerowie francuscy przychodzili w odwiedziny do naszego laboratorium i zajmowaliśmy się bardziej frywolnymi zajęciami. Moja znajomość języka francuskiego była ważnym czynnikiem, kultywowanym dzięki mojej matce od dzieciństwa i poszerzonym na uniwersytecie. Jak zauważy pan oglądając dołączone zdjęcia, często przebywałem z księżmi, ponieważ spędziłem lata gimnazjum, aż do ostatnich egzaminów przed rozpoczęciem studiów, z księżmi Marianami i uczyłem się diecezji biskupa na Podlasiu (Siedlce).
Z tego powodu w obozie starałem się szczególnie pomagać francuskim księżą. Było ich kilkadziesiąt, księży-żołnierzy, ulokowanych w wielkich garażach koszar, byli również księża oficerowie z armii francuskiej, którzy zostali zmobilizowani, pewna część przybyła nawet z Anglii by uczestniczyć w wojnie.

Podpisy pod zdjęciami ułatwią panu orientację. Dobrze pan zna życie Francuzów w Oflagu IIB , więc już nic nie dodam na ten temat. Kiedy musieliśmy opuścić obóz, było to dla nas bardzo trudne. Przybycie do Oflagu IID (Borne Sulinowo) wszystko zmieniło.Przyjaźń, koleżeństwo, wygoda-straciliśmy to.
Wpadliśmy we wrogość, pluskwy i pchły. Oflag bardziej przypominał obóz koncentracyjny, zaludniony przez Polaków, żołnierzy i oficerów. W 1943, Rosjanie zbombardowali obóz, odnieśliśmy ciężkie straty, było wielu zabitych lub spalonych żywcem. Ja sam zostałem ranny, oślepiony i spędziłem wiele miesięcy w różnych szpitalach, między innymi, w szpitalu w Czarnym, wraz z francuskimi i kanadyjskimi żołnierzami. Nagle, na początku stycznia 1945roku rozkazali nam maszerować kolumnami liczącymi od 700 do 900 jeńców na zachód.

To było straszne, maszerować w śniegu, pokonując około 30 km dziennie.Sukesywnie musieliśmy pozostawia, więc nasze rzeczy na drodze, ponieważ były zbyt ciężkie a my byliśmy osłabieni i popychani przez strażników, często z SS lub starych weteranów nazistowskich. Temu marszowi towarzyszyły egzekucje oficerów, którzy zatrzymywali lub opóźniali pochód. Dobrze o tym wiem, ponieważ byłem sanitariuszem grupy. Maszerowałem z torbą zawierającą opium, aspirynę, bandaże, bardzo słabo wyposażoną. Miałem dwóch pomocników. Każdego dnia, pod koniec marszu, badałem stopy, kolana itd., i starałem się ocalić najsłabszych od przewidywalnego końca. Po kilka tygodniach marszu, przybyliśmy do Sandbostel, byłego obozu koncentracyjnego, przygotowanego w tym momencie dla oficerów sojuszników. Wszyscy, od dawna, byli wycieńczeni. Potem ,kilku polskich oficerów, z kawalerii przede wszystkim, z kilkoma oficerami ze sztabu zorganizowało marsz do Lubeki, na północ. Towarzyszyłem im, jako oficer sanitariusz-asystent doktora.

W przeciwieństwie do poprzedniego, ten marsz był miły a pobyt w obozie dla oficerów sojuszników (Anglików, Amerykanów, Polaków) odprężający. Następnie zostaliśmy wyzwoleni przez czołgi wojska polskiego (wchodzące w skład dywizji brytyjskiej), rankiem 2 maja 1945roku. To interesujące, ponieważ 3 maja to polskie święto narodowe. Po wyzwoleniu, zostałem wyznaczony na oficera-medyka, pracując z komendantem sanitarnym w Trawemunde, na północy Lubeki. Byłem tam odpowiedzialny za szpital byłych jeńców, przede wszystkim Słowian. Pod koniec sierpnia 1945roku, zostałem wysłany do Brukseli, do Belgii.
Jedynego państwa, które zgodziło się przyjąć byłych jeńców z niemieckich obozów, gdzie można było rozpocząć studia lub je ukończyć. Zapisałem się na wolny uniwersytet Brukseli, na dwa wydziały, sztuki i medycyny.
Na wydziale medycyny brakowało mi, po ewaluacji moich poprzednich studiów, specjalizacji z chirurgii i położnictwa, czyli 2 lat-6 i 7 rok. Na wydziale sztuki, chciałem w końcu ukończyć mój doktorat z filozofii i literatury. By mieć się z czego utrzymać zacząłem pracować, jako technik w laboratorium, zbierając próbki krwi i moczu. W czerwcu 1947 roku, obroniłem mój doktorat z filozofii i literatury, W tym samym tygodniu otrzymałem dyplom z medycyny.

Potem w tym samym roku otrzymałem również certyfikat z medycyny tropikalnej w Anvers myśląc hipotetycznie o późniejszej pracy w Kongu belgijskim. Skończyłem studia w Belgi nosząc mundur otrzymany w Niemczech od mojego dowódcy, angielskiego lekarza wojskowego -majora Percy. Potem rzuciłem się w wir życia cywilnego i próbowałem nie myśleć o mojej niewoli. Wyemigrowałem do Kanady w 1952roku i uzupełniłem tam moje wykształcenie stając się specjalistą w endyktronologii, jednak skończyłem jako profesor chirurgii eksperymentalnej na uniwersytecie w Edmonton, w prowincji Alberta. Oto moja historia. Mam nadzieję, że ten długi list jak i dołączone zdjęcia, pana zainteresuje. Było mi bardzo miło pana poznać.

Podpisany:K.Kowalewski

 

Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width=
Grupa polskich jeńców z kilkoma Francuzami przybyłymi do Oflagu IIB w 1940r.-Choszcno

Aby powiększyć, kliknij na zdjęcie

Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width=
Grupa polskich jeńców z kilkoma Francuzami przybyłymi do Oflagu IIB w 1940r.-Choszcno

Aby powiększyć, kliknij na zdjęcie

1 października 2002r.

''Drogi panie Jacheet,
Znowu piszę w imieniu mojego męża by odpowiedzieć na pański list z 26 sierpnia, który otrzymaliśmy ponad 2 tygodnie temu. Dziękujemy panu za informacje dotyczące Oflagów IIB w Choszcznie i IID w Bornym Sulinowie, w których niektórzy francuscy i polscy oficerowie spędzili niewolę w latach 1939-1945.
W moim poprzednim liście padałem panu pewne informacje dotyczącego naszego wspólnego życia z francuskimi oficerami w Choszcznie.
Był to prawdopodobnie mało znany przez pańskie Stowarzyszenie epizod. Dla nas, pański ostatni list był prawdziwą rewelację, ponieważ nie wiedziałem , że Francuzi utrzymują kontakt z miejscami, gdzie kiedyś znajdowały się obydwa Oflagi. Dziękuję również, za podzielenie się naszym listem z panem generałem Simonem.

Postaram się teraz odpowiedzieć na pańskie pytania.

A: dotyczące marszu na zachód polskich oficerów z Oflagu IID w Bornym Sulinowie w kierunku Sandbostel; w momencie wymarszu, na początku stycznia 1945roku, obóz liczył około 4000 polskich oficerów. Jedynie około 3000 oficerów opuściło obóz w kolumnach po 500-700 jeńców pilnowanych przez około 100 żołnierzy wroga. Każda kolumna była dowodzona przez oficera podróżującego w samochodzie lub konno. Maszerowano około 30 km dziennie, gościńcem, w śniegu. Po kilku dniach marszu jeńcy zaczęli porzucać ich bagaże na drodze, ponieważ marsz był wyjątkowo męczący. 20 % jeńców zostało porzuconych podczas drogi, co powodowało natychmiastową śmierć z powodu wyczerpania , zmarzniętych stóp , itd….. Niektórzy zostali wysłani pociągiem do Sandbostel, pozostali byli więzieni w innych obozach lub zginęli z rąk SS.

Zostałem sam, jako lekarz-asystent odpowiedzialny za zdrowie jeńców kolumny, wspomagany przez dwóch żołnierzy, brygadierów polskich. Działałem jak pieszy ambulans, przywoływany do pomocy zemdlonym, lub zbyt słabym by maszerować. Pod koniec marszu, każdego popołudnia, pomagałem chorym, opatrywałem ich stopy, podawałem trochę lekarstw, jakie mi zostały czy zakładałem bandaże. Często musiałem sobie sam radzić i szukać lekarstw i narzędzi medycznych w wojskowych aptekach, nadzorowanych przez żołnierzy,
strażników kolumny. W marcu 1945 roku przybyliśmy do Sandbostel, byłego obozu koncentracyjnego, w którym obecnie przebywała masa więźniów różnej narodowości, w bardzo złym stanie, bardzo wygłodzonych.
Mieli oni nadzieję na wyzwolenie przez wojska aliantów. Pewna grupa polskich oficerów zaproponowała władzą obozu utworzenie kolumny ochotników by dojść do Lubeki. Około 450 żołnierzy opuściło ten straszny obóz.
Zostałem do nich dołączony, jako lekarz-asystent. Dla mnie był to najlepszy okres mojej niewoli. Kolumna była dowodzona przez byłego oficera, z pochodzenia Polaka, ale narodowości niemieckiej (październik 1939r.), zmuszonego do zostania niemieckim oficerem. Był bardzo wyrozumiały i starał się otrzymywać dla nas amerykańskie paczki, gromadzone w magazynach stacji kolejowych i zarezerwowane przez nazistów do rozdania ludności niemieckiej po oczekiwanym zwycięstwie. Po przybyciu do Lubeki, do międzynarodowego obozu dla oficerów sojuszników, zostaliśmy wyzwoleni przez Anglików i polski batalion generała Maczka , 2 maja 1945roku.

B:Bombardowanie Bornego Sulinowa-Linde 1943rok

W momencie bombardowania znajdowało się w obozie około 5000 polskich oficerów, którego plan jest Francuzom dobrze znany, jako poprzednich lokatorów tego miejsca. Jako członek służby zdrowia mieszkałem w kompleksie baraków sanitarnych, na które składały się poczekalnia, gabinet badań, do którego dołączono laboratorium, jak i dwa baraki szpitalne zawierające 25 łóżek. Byłem odpowiedzialny za laboratorium , które posiadało dobry mikroskop i wyposażenie pozwalające na wykonanie hematologii, bakteriologii i biochemii, ale na bardzo prymitywnym poziomie (badania gastryczne, grupy krwi, niektóre infekcje bakteryjne, diagnostyka).
Na przykład, było 70 przypadków malarii wywołanej przez zarażone komary, które przywieźli niemieccy żołnierze po pobycie na froncie afrykańskim. Rezultat: malaria kliniczna u populacji cywilnej i jeńców naszego obozu. Podczas bombardowania, bomby spadały przede wszystkim ba baraki medyczne mimo oznaczenia ich na dachach znakiem czerwonego krzyża. Samoloty sowieckie lecące na zachód opuściły mało bomb na sam obóz. Wszystkie baraki z centrum medycznego spaliły się. Dziesiątki polskich brygadierów spłonęło żywcem ponieważ drzwi były zablokowane. Barak szpitala się zawalił. Pomagaliśmy wyciągać z ruin rannych, przede wszystkim w głowę, ramiona i plecy. Większość pacjentów szpitala była zabita lub ranna. Moi koledzy starali się ocalić tych, których mogli. Przyjaciel, który mnie uratował sam zginął pomagając innym. Niemieckimi ciężarówkami przewieziono rannych do wielkiego szpitala wojska niemieckiego by tam powrócili do zdrowia. Zostałem do nich zaliczony ,jako oślepiony, i tej nocy przewieziono mnie do Czarnego (szpital dla francuskich żołnierzy). Wspominał pan o tym szpitalu w swoim liście. Byłem, więc leczony przez lekarza z tego szpitala. Pozostałem tam około 4 miesiące, po czym wróciłem do obozu kontynuować swoją pracę lekarza-asystenta.

C: historia oficerów francuskich uwięzionych przez nazistów w i po 1940 roku

I.Notatki , które mi pan przesłał, ''Na drodze do obozu'' (spisane przez porucznika Maurice Guillon w czerwcu 1940r.) stanowią bardzo cenny i fascynujący dokument dla wielu byłych jeńców wojennych. W momencie, kiedy porucznik Jacheet, z 113 pułku piechoty opuszczał Blois, pański korespondent K.Kowalewski był już zmobilizowany od 2 tygodni i uczestniczył w wojnie od 1 września. Operacje przeciwko nazistowskim najeźdźcom, w których uczestniczyłem, zmieniły się 17 września, w dniu sowieckiej inwazji na Polskę. Znajdowałem się niedaleko granicy na zachodzie Polski. Opór piechurów przeciw rosyjskim czołgom był patetyczny, jednak wytrzymał tylko 2 tygodnie. Nasza droga do Oflagi IIB zaczęła się 6 października 1939roku.

II: komentarz ogólny. Przestudiowaliśmy historię wspólnego życia francuskich oficerów-jeńców, którzy spędzili 5 lat w niewoli w obozach. Plakietka waszego stowarzyszenia, którą mi pan przesłał, stanowi dla nas prawdziwy skarb, ze swoimi 68 stronami tekstu i ponad 20 stronami zdjęć i rysunków (cóż za praca!!).
Dla Francuzów, którzy przeżyli, jakie to szczęście móc powrócić do ojczyzny, która na nich czekała. Dla Polaków, którzy przeżyli niewolę w tych obozach nie było już ojczyzny. Polska stała się sowiecką kolonią i miejscem prześladowań byłych żołnierzy z wojsk sojuszniczych, a nawet byłych jeńców, oficerów byłej armii polskiej.

Miejsca Oflagów IIB i IID stały sie placówkami koszar dla armii sowieckiej, która okupowała Polskę ponad 40 lat. Po wyzwoleniu, i 7-letnim pobycie w Brukseli, o którym wspominałem w poprzednim liście, już nie myślałem o tych obozach. Moja rodzina mieszkała od 1946roku w Szczecinie, niedaleko Choszczna i Bornego Sulinowa. Jednak podczas moich wizyt w Szczecinie, między 1950 a 1957r., nigdy nie poruszałem kwestii obozów (zapomnienie mnie uleczyło). Dopiero, kiedy otrzymałem informację o działalności waszego Stowarzyszenia na Pomorzu, opublikowane w polskiej prasie, potem otrzymane od pana w korespondencji, powróciła moja pamięć. Jeszcze raz dziękuję za wszystko, co zrobiliście,to miłe dowiedzieć się, że ktoś o nas pamięta.
Jestem Kanadyjczykiem od wielu lat, jednak Polak zawsze nosi swoją ojczyznę w sercu. Kanada była dla nas dobra i jesteśmy tu szczęśliwi mimo strasznych zim. Ale można się przyzwyczaić do wszystkiego.
Jesień niedługo minie, spadną liście.Z powodu conocnych mrozów , czasem poniżej 5°C nie mamy częstej przyjemności widzieć zmieniające się jesienne barwy, tak jak jest to możliwe w Europie. Padało już w Calgary, na południu, niedługo śnieg spadnie i u nas. Ale dzięki temu jesteśmy w formie-codzienne odśnieżanie.
Moja żona ma 80 lat. Ciągle prowadzi samochód i jest asem na lodzie. Jest kierowcą od 1968roku i nigdy nie miała najmniejsze stłuczki.

To nieładnie chwalić się, ale to prawda, że prowadzenie samochodu tutaj zimą to nie lada wyczyn. Latem zresztą też, mijając wielkie ciężarówki, z 18 kołami i dwoma przyczepami. Na szczęście ciężarówki z trzema przyczepami, tak jak w Stanach Zjednoczonych, są w Kanadzie zabronione.

Po tym osobistym słowie, powtarzam z moim mężem, jak bardzo wielką przyjemnością jest dla nas możliwość korespondowania z panem.
Ukłony dla pańskiej żony
Być może, do zobaczenia wkrótce.''

Paule KOWALEWSKI-BERNIER K. KOWALEWSKI