Powróty do kraju i do domu
Dziennik z podróży powrotnej porucznika Maurice GUILLON
Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width=

22 avril 1945 : Libération des prisonniers Français de l'Oflag IID-IIB par les troupes britanniques arrivées à l'Oflag 83. Parmi ces trois photos, sur celle de gauche le camion est un modèle britannique de marque « BEDFORD » modèle « OYD ». Aby powiększyć, kliknij na zdjęcie.

To, co następuję jest dosłowną kopią mojego dziennika.

W momencie rozpoczęcia dzienniku (29 stycznia 1945r.) jestem jeńcem Oflagu IIB w Choszcznie, na Pomorzu, oddalonym o 80 km na południe od Szczecina. Zostaliśmy tu przeniesieni w maju 1942roku. Są to niemieckie koszary z kamienia, otoczone drutami i wieżyczkami strażniczymi. Klimat jest ciężki, prawie nie ma ogrzewania. W styczniu 1945 Rosjanie atakują Prusy zachodnie (mamy dostęp do gazet niemieckich i w obozie działa poczta podziemna , która informuje nas o działaniach aliantów). Widzimy na drodze długie szeregi uciekinierów. Rosjanie się zbliżają. Obóz zostanie ewakuowany. Śnieg przykrywa ziemię, jest minus 10 stopni i wieje ostry, mroźny wiatr.

Od tego momentu, zostaniemy praktycznie odcięci od wszelkich informacji, co wyjaśnia dlaczego w tych wspomnieniach jest tak mało wzmianek na temat wydarzeń wojskowych. Natomiast często będzie mowa o jedzeniu, które było dla nas najważniejsze,wybaczcie zatem! Wszystko co przeczytacie w tym dzienniku to prawda. GUILLON Maurice Porucznik 113 Pułku piechoty stacjonującego w Maurice de Saxe. Blois(Loir et Cher) A.C.P.G. Oflag IIB-IID n°6109

Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width=
Droga powrotna
Aby powiększyć, kliknij na zdjęcie

Oflag 83-Wietzendorf Oflag 83-Wietzendorf
Dziennik z podróży powrotnej

1945. Ostatni tydzień stycznia. Wyjechać czy nie…Wprowadzają stan pogotowia i w niedzielę wieczorem przygotowuję sanki.

poniedziałek 29 stycznia 1945 roku Wyjazd. Zebranie o 8:00, wymarsz o 11:00 przez Choszczno w trakcie ewakuacji, później marsz w burzy śnieżnej. Bardzo trudny etap. Przybycie na miejsce postoju o 11 wieczorem. Sanki są źle wyważone i często się przewracają, ale pozwalają na zabranie trochę zapasów: 5 chlebów dla JACHEETA i dla mnie. Ulokowani, po godzinie czekania na śniegu, na sianie. Nie ma czasu przygotować przykryć, bardzo marźniemy.(4) 27km.

wtorek 30 stycznia 1945 28 km do przebycia. Przejście przez Pyritz nocą. Miasto w stanie pogotowia, wszędzie gęsty śnieg;bardzo trudny etap. Zostajemy bardzo źle ulokowani w wielkim hangarze. Muszę spać skulony, ale przynajmniej dobrze okryty, daję radę.(5).

środa 31 stycznia 1945 Tylko 13 km, ale po ostatniej nocy jestem bardzo zmęczony, nie wytrzymuję i JACHEET musi mi pomagać iść. W końcu dostajemy ciepła zupę i spędzamy wygodną , w przeciwieństwie do poprzednich, noc.

czwartek 1 luty 18 km, ale bardzo ciężkich, ponieważ przyszła odwilż i ciągnięcie sanek w taka pogodę to jak sport ekstremalny! Wieczorem, po całym dniu marszu, sanki starły się o 5 cm a ja i JACHEET jesteśmy wyczerpani. Kwatera na noc jest odpowiednia, nie licząc takiego detalu, że śpię na węglu. Przygotowuję torbę, ponieważ nie ma szans by jutro ciągnąć nasze sanki.

(1) Sanki zostały zrobione z desek mojego łóżka i pocięte nożem-piłą. Większość bagaży zostawiliśmy w obozie i miały być one później nam dosłane(jednak nigdy ich nie odzyskaliśmy). (3) Zebraliśmy chleb pozostawiony przez kolegów….muszą teraz tego poważnie żałować. (4) Dzień bez zaopatrzenia. Sanki starły się o kolejny 1 cm.(5) Miałem szczęście:ci, którzy dotarli na miejsce noclegu później musieli spać na dworze przy minus 10°. Drugi dzień bez zaopatrzenia.

piątek 2 luty 1945 Ofiarowanie Pańskie. O 11 wczoraj wieczorem alarm, pobudka i wymarsz o 2:00 na 25 km etap.Ciężko załadowana torba wrzyna mi się w ramiona.Do tego przetarła mi się sznurówka w bucie i muszę go tymczasowo zawiązać sznurkiem- w taki sposób docieram do końca tego etapu. Podczas poprzednich dni przechodziliśmy przez wsie, w których ludzie częstowali nas ciepłą wodą czy nawet chlebem, jednak dziś maszerowaliśmy po autostradzie (6), bez wody(7). Przeszliśmy Odrę, między 3 a 4:00: dwa wielkie ramiona rzeki i bagna. Rzeka jest zamarznięta: to wszystko, co udaje mi się dostrzec, ponieważ ledwo powłóczę nogami. Torba jest ciężka,(8). Kilometry się wydłużają, zaczynają mnie boleć kolana. JACHEET jest bardzo zmęczony, ja również (9). Po przejściu etapu miska ciepłej zupy i łyk gorącego mleka. Od razu lepiej.

sobota 3 luty 1945 Odpoczynek. JACHEET przygotowuje pyszny ryż. Od wymarszu z obozu kiedy dano nam na drogę 2,400kg chleba, nie jedliśmy pieczywa. Na szczęście sanki pozwoliły na zabranie zapasów. Buty do wyrzucenia- dobrze zrobiłem zabierając druga parę. (10).

niedziela 4 luty 1945 Odpoczynek. Mamy wrażenie, że nie wiedzą co z nami zrobić. JACHEET ukradł kurczaka! staramy się go zjeść na surowo, ponieważ mamy zakaz rozpalania ognia.

poniedziałek 5 luty 1945 Wymarsz o 8:00, etap 25km, ciężko. Bardzo bolą mnie ramiona i kolana. Pierwsza część marszu na autostradzie, koniec na brukowanej drodze, w błocie. Nocleg w owczarni z pyszną kolacją.(11 i 12).

(6)Autostrada Berlin-Szczecin. Niektórzy jedzą śnieg, ale to powoduje kolkę. (8) BOUDOT zostawia na drodze dobry koc, który sobie przywłaszczam.(9) Na 800 w kolumnie, dotrzemy do celu może w dwudziestkę.(10) Jesteśmy na dużej fermie, śpimy w hangarze na niezmłóconym życie. Wykorzystujemy okazje i jemy ziarna(11)i złapanego przedwczoraj kurczaka.(12) Aż do przekroczenia Odry strażnicy poluźnili dyscyplinę, może bali się, że sami zostaną jeńcami (w Pyritz, drugiego dnia słyszeliśmy działa). Niektórzy skorzystali z okazji by uciec z kolumny. Tylko nielicznym udało się dotrzeć do Rosjan. Pozostali, po długim błądzeniu, dołączyli do nas w Oflagu 83. Kolumna jest pilnowana przez psy, gotowe w każdym momencie do skoku-ugryzły w ramię kolegę idącego koło mnie.

wtorek 6 luty 1945 Odpoczynek..Coraz silniejsze poczucie, że jesteśmy dla nich bagażem. Ciągle nie mamy chleba, ale…. dostaliśmy zupę, oczywiście, bardzo mizerną.

środa 7 luty 1945 10 dzień naszego marszu, siódmy etap. 18 km-ostatnia część trasy na drodze. Wczoraj mięliśmy święto-dostaliśmy 3 zupy z owsa i ¼ miski rosołu, ale wciąż bez chleba. Dziś postój w owczarni.

czwartek 8 luty 1945 ¼ miski ciepłego rosołu i jeden chleb na dziewięciu, to wszystko co mamy; ma to nam wystarczyć na wyruszenie na 8 etap i 11 dzień marszu. Kwestia jedzenia staje się paląca: jak mamy maszerować po takim posiłku?!kiedy to się skończy? Muszę dodać, że wczoraj przechodziliśmy przez liczne wioski gdzie mieszkańcy dawali nam wszystko co mieli- są jeszcze ludzie o dobrym sercu . Popołudniu przeszliśmy przez PRENTZLAU, ważne miasto(13). Można zauważyć dużą aktywność lotniczą w obozie niedaleko miasta. Lokują nas w małej wiosce oddalonej o 14 km. Dzisiejszy etap-22km, nie jest źle, nie licząc moich poranionych kostek. Pogoda nam sprzyjała, nie za zimno, bez deszczu. Wioska jest o wiele bardziej przyjazna niż Borne Sulinowo: w oddali widać wieże kościoła, wokół pola, lasy i zagajniki, przyjemny widok.

piatek 9 luty 1945 12 dzień marszu. Odpoczynek na małej fermie. Pokonaliśmy już 176km od Choszczna. Dzień obfity w pożywienie. Jesteśmy wygodnie ulokowani na fermie.

sobota 10 luty 1945 13 dzień marszu. Kiedy wyruszamy na 9 etap słaby mróz chwyta ziemię; dzięki słońcu marsz jest przyjemniejszy, ale po kilku kilometrach opuszczamy drogę i znów zaczyna się bruk i błoto. Po 15 km odpoczynek w stodole-mizerne lokum. Ogólnie pokonaliśmy już 191km. Możemy ugotować sobie ryż,(14) i wkładamy zmrożone ziemniaki do popiołu(15). JACHEET bardzo zmarzł.(13) Przy drodze widzimy zestrzelony samolot.(14)Zanim nie ustawią straży i nie wydadzą rozkazów, przeglądamy nasze zapasy niesione na plecach od Choszczna(15).

niedziela 11 luty 1945 Wczoraj wieczorem, mimo, że przybyliśmy na miejsce noclegu około 1:30, musieliśmy czekać do 7 wieczorem zanim nad dano ¼ miski rosołu i 2lub 3 ziemniaki. To niedostatek czy zaniedbanie, a może wszystko naraz?Wymarsz dziś rano na 10 etap po długim oczekiwaniu, przez które zmarzły mi stopy i potrzebowałem aż 2 godzin by móc iść swobodnie, dodam tylko, że wciąż bolą mnie pięty a 10 pierwszych kilometrów szliśmy po bruku. Jednak jakość idę, po przejściu FELDSBERG, mamy już na liczniku 200km, ale nie czuję nóg. Nocujemy przy wielkim jeziorze i jaka miła niespodzianka; czeka już na nas ciepła zupa-po raz pierwszy!Śpimy w stodole, nie jest źle.

poniedziałek 12 luty 1945 Trudna noc ponieważ chwycił mróz a ja spałem przy niedomkniętych drzwiach. Dziś odpoczynek przed 15 dniem marszu. Wciąż nie wiemy, jaki czeka nas los, a przeszliśmy już 211km.

wtorek 13 luty 1945 Tłusty wtorek! położyłem się blisko drzwi stodoły,które były niedomknięte i przez które wlatywał śnieg, obudziłem się,więc na moim łóżku ze słomy przykrytym śniegiem. Dobrze czułem to zimno i źle spałem.Mamy tu odpoczynek, jest zimno. Trzeba pozostać w stodole, zakopanym w przykrycia, można zapomnieć o kąpieli.

środa 14 luty 1945 Dobra noc, ciągle w tym samym miejscu, no i dziś dali trochę lepszą zupę.

czwartek 15 luty 1945 Dołączył do nas oddział spóźnialskich, wśród nich GRIVEAU i MENANT. O wiele lepiej traktowani, przeszli przez belgijski Oflag, mieli, więc zapasy i mogliśmy zapalić.

piątek 16 luty 1945 Wczorajszy dzień to była dla mnie katastrofa: zgubiłem w słomie wszystko co miałem!Wciąż pozostajemy na miejscu.

sobota 17 luty 1945 Kwestia pożywienia staję się priorytetem, ponieważ nasze zapasy uszczupliły się do niewielkiej ilości ziemniaków. Wczoraj, ponieważ dali nam ciepłą zupę-zabrali chleb! Robi się chłodno.

niedziela 18 luty 1945 Koniec odpoczynku!Wschodzi czerwone słońce i chwyta mróz kiedy wyruszamy z fermy, na której spędziliśmy 8 dni. Etap 18km, raczej przyjemny, bo po raz pierwszy nie mam torby! Kwaterunek na kolejnej fermie gdzie organizujemy kuchnię. Przejście przez wspaniałe lasy świerkowe i bukowe –znajdujemy buczynę!

poniedziałek 19 luty 1945 12 etap. 25 trudnych kilometrów: dla mnie to daleko i do tego marne pożywienie złożone z kilku ziemniaków; nie ma już cukru i innych dobrych rzeczy, które dodawały nam sił w momencie opuszczania Choszczna, 3 ziemniaki mi nie wystarczą. Chociaż nocleg był dobry.

wtorek 20 luty 1945 13 etap. Wymarsz o 11:30 po ciepłej zupie , którą wywalczył dla nas pułkownik!-pierwszy raz. Słychać plotki o załadowaniu nas do pociągów, ale kto to może wiedzieć? 14km drogi bardzo mi się dłuży.Zostajemy ulokowani na wielkiej fermie, 9 km od Waren. Nocleg bardzo niewygodny, ponieważ ścisnęli wszystkich razem.

środa 21 luty 1945 Nasze wojsko broni się dzielnie, dziś wieczór '' Niech żyje HenriIV''(18)

czwartek 22 luty 1945 Wymieniamy się ziemniakami(19), wieczorem dostałem od JACHEETA chleb,(20).(16)To tu widzę strażnika we wspaniałym mundurze(17)….. i Polaków z gołymi stopami, podartymi i ubłoconymi ubraniami:można powiedzieć pan i niewolnicy!(18) JACHEET złapał kurę!(19) Skład chleba znajduje się w budynku pilnowanym od zewnątrz. Jednak pewnemu jeńcowi udało się wejść do środka przez szparę i wynieść kilka bochenków!

piątek 23 luty 1945 Wczoraj rano każdy dostał paczkę amerykańską,(21). Jaki to skarb i jaka rozkosz zapalić papierosa. Większą część czasu spędzam gotując na ogniu w naszej kwaterze; ziemniaki w popiele lub jako puree, pochłaniam je bez końca…..

sobota 24 luty 1945 Wciąż jesteśmy na tej samej fermie, u barona, co go drogo kosztuje: w płomieniach naszych ognisk zniknęło prawie całe drzewo. Wyruszamy jutro na etap, zdaje się, 25- kilometrowy.

niedziela 25 luty 1945 W nocy zmiana zarządzenia, wyjeżdżamy pociągiem, podoba mi się to. Ładują nas do pociągów w Waren, po przebyciu 14 km. Miasto jest pełne uciekinierów, którzy napływają od wielu dni. (22) Lokują nas w wagonach pasażerskich, ale po 12 na przedział. W końcu szybko ruszamy. Nocą mijamy ruiny jakiegoś mostu,(23). Miasto duchów, miasto wymarłe, bez życia. Nie ma nawet mowy o wygodnym noclegu.

poniedziałek 26 luty 1945 Rankiem wysiadka w BREMERWORDE i po niekończącym się oczekiwaniu w drogę!ciężki etap 24 w mżawce poprzez ten ponury kraj Europy północnej: mizerne świerki, torfowiska, zalane tereny i nad nimi blade i zimne niebo. Przybycie do Stalagu XC, (25). Lokują nas w wielkich barakach bez podłóg, jesteśmy znów ściśnięci, ale mimo wszystko dobrze śpię tej nocy. (21) Dostajemy paczki z Czerwonego Krzyża.(22)Po drodze pokonujemy obronne wały zrobione z pni drzew. Hamburg został silnie zbombardowany (23). Widzimy przechodzących jeńców, nawet cywili, którzy przynoszą nam wiadra z wodą, jednak strażnicy je wylewają!(25)

wtorek 27 luty 1945 Czekamy, (26), zostaniemy tu?wydaje się, że nie. W każdym razie znowu zmniejszyli nasze porcje żywnościowe: jeden chleb na ośmiu i 235 gram ziemniaków! Na szczęście podawana zupa jest teraz bardziej odżywcza niż ta z Choszczna. Stalag jest olbrzymi i są w nim Polacy, Rosjanie, Włosi………..znów tłok.

środa 28 luty 1945 W końcu mogliśmy napisać listy! Musieli się już u mnie martwić, co się ze mną dzieje. JACHEET stara się mnie czymś zająć (27), by szybciej upłynął czas, jest chory: bronchit,(28).

czwartek 1 marca 1945 Oddziałami po 200 osób wyruszamy na nowego obozu. Cały wieczór pada deszcz. Jestem w ostatniej grupie, więc czekam w baraku na naszą kolej.

(26) Druty kolczaste o metr od baraków. Karaluchy.(27) Budujemy mała kuchenkę z puszek po konserwach i ogrzewaną papierem!(28) Bierzemy prysznic.

piątek 2 marca 1945 Noc bardzo zimna z porywistym wiatrem. JACHEET, ciągle chory, opuszcza mnie i udaje się do obozowego szpitala.Już od ponad miesiąca się nie rozbierałem, ale czuję , że powoli zbliżamy się do końca naszego marszu.

Jesli miałbym wyciągnąć kilka konkluzji z tej długiej podróży powiedziałbym:

1) Mieć zawsze w zasięgu ręki coś do jedzenia i przykrycia się (ponieważ nie miałem koca pierwszą noc spędziłem bez przykrycia)

2) Po przybyciu na kwaterę, dobrze poznać miejsce bo jest to okazja żeby coś podkraść ( co często praktykowałem).

3) Byłem zdziwiony moją odpornością, nie myślałem ze będę w stanie znieść takie zmęczenie.

4) Wykorzystywać najmniejsze moment by odpocząć i zjeść (niestety z powodu braku zapasów, nie mogłem tego zamiaru wprowadzić w życie).

5) Ci, którzy są zdyscyplinowani jak ja są bardziej pokrzywdzeni niż ci co się guzdrają. Ja zawsze podążałem za kolumną stawiając sobie za punkt honoru pokonać wszystkie etapy pieszo. Podczas gdy ci, co się ociągali mieli wiele okazji na dodatkowe jedzenie-gorzkie rozczarowanie.

6) W przeciwieństwie do tego co chciał robić JACHEET, podążaliśmy za kolumna posłusznie. Ci, co zostawali w tyle mniej się męczyli. Żałuje, że nie zatrzymałem się na drodze i nie posłuchałem JACHEETA.

7) Jestem zmęczony, bardzo zmęczony,JACHEET też. Czytałem moje notatki(po raz pierwszy od wyjazdu) ja, który tyle zawsze czytał, ale nawet na to nie mam siły.

sobota 3 marca 1945 Na niebie ruch-dużo samolotów. Dochodzą do nas wspaniałe wiadomości z frontu zachodniego. 8 urodziny syna JACHEETA, które obchodzimy w skromny sposób, niestety!

niedziela 4 marca 1945 Coraz lepiej, porcje doszły do jednego chleba na 9, co daje 200g na głowę.Podobno problemy z dostarczaniem mąki. Jutro odwszenie i wymarsz. Już niewiele zostało z amerykańskich paczek, gotujemy cały wieczór: ryż z łososiem-wyśmienity posiłek!

(29) Myliłem się myśląc, że ci co zostawali w tyle czekając na Rosjan mieli z nimi nie najlepszy kontakt! Nie tylko zabierano im wszystko co mieli, ale byli brutalnie traktowani, szczególnie na początku…..i powrócili do ojczyzny przez Odessę dopiero w lipcu!

poniedziałek 5 marca 1945 Po raz pierwszy od 35 dni ściągnąłem moje ubrania dla odwszenia. Było w strasznym stanie: koszula była czarna, przetarte skarpety, poplamione kalesony, ale woda z prysznica dobrze im zrobiła.

wtorek 6 marca 1945 Rozpaliliśmy ogień w baraku i noc była wyborna. Wymarsz na dworzec,(30) jeszcze 12 km.Zostajemy natychmiast zamknięci po 50 w wagonie, nie można się nawet poruszyć i jest ciemno. Cóż za straszna noc. Wszystko mnie boli a ledwo zmrużyłem oczy-prawdziwe katusze,(31).

Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width=
Oflag 83 - WIETZENDORF Oflag 83 - WIETZENDORF Oflag 83 - WIETZENDORF

środa 7 marca 1945 O 6: 30 otworzyli wagony, jesteśmy w WIETZEBDORF, o 150km na południowy-wschód od Lubeki. Pogoda niepewna jak wczoraj, małe prześwity słońca, pada, zachmurzone niebo. Miasto eleganckie, ale krajobraz podobny do poprzednich:torfowiska, lasy, pastwiska. Pokonujemy 2 km i jesteśmy w Oflagu 83. Przypomina on obóz w Bornym Sulinowie: drewniane baraki. Ale pierwsze wrażenie nie jest złe. Niestety! Baraki są ciemne i ponure, w każdym pokoju umieszczają 58 jeńców, nie ma umywalek. Pomieszczenia są wilgotne i zamieszkałe przez szczury, które krzyczą nocami i pchły , które natychmiast nas gryzą?(32). Brak nowej słomy, bo stara jest tak wysłużona , że prawie jej nie widać! Borne Sulinowo to jak raj w porównaniu z tym miejscem.

(30) Dworzec w BREMERWORDE.(31) I pragnienie!(32) Rano całe nasze ciała są usiane ugryzieniami.

sobota 17 marca 1945 Ciągle nie ma paczek amerykańskich, na które czekamy z taką niecierpliwością. Staje się słaby, bardzo słaby, dostajemy głodowe racje żywnościowe, oto przykłady:

na tydzień(33): mięso- 212 gram, margaryna-184 gram, ziemniaki- 1330 gram, brukiew-2896gram, chleb- 1475 gram, mąka-30 gram, dżem-148gram, biały ser-33 gram, owies-63 gram, cukier-17 gram, sól-119gram, warzywa-30 gram, herbata-62 gram, kawa-14 gram, jęczmień-63 gram (33). Mniej niż 3 funty chleba na tydzień! 3 średnie ziemniaki dziennie! Cały posiłek opiera się na brukwi. Nic dziwnego, że jesteśmy tak wykończeni! Na szczęście wiadomości z frontu pozwalają mieć nadzieję na szybki koniec, bardzo tego potrzebujemy. Na początku niewoli porcje żywnościowe były bardziej obfite-jeszcze nigdy nie dostawaliśmy tak mało!

niedziela 18 marca 1945 Wciąż powtarzają się alarmy i trwają po kilka godzin, ukrywamy się wtedy w barakach, słychać przelatujące samoloty, to dobrze wpływa na nasze morale. Koniec, koniec jest bliski!

niedziela 25 marca 1945 W tym tygodniu, kolega DUBIEF, dopiero co przybyły, dał mi i JACHEETOWI kanapkę i kawałek czekolady i kupił kawę. Dziękuję przyjacielu! Wczoraj święto; przybyły amerykańskie paczki i zostaliśmy poinformowani o całkowitej ewakuacji lewego brzegu Renu. Dobra wiadomość! Tego ranka zauważyłem jak jestem wychudzony-ciekawe ile mogę teraz ważyć? Będę potrzebował dobrej diety by odzyskać te kilogramy, cały czas o tym marzę, nawet nocami,(34).(33) Myślę o teoretycznych posiłkach, ponieważ mięso….(34)ludzie puchną z głodu, (głowa, nogi).

niedziela 1 kwietnia 1945 Wielkanoc, mimo wszystko wesołe święta. Dzięki paczką amerykańskim menu było bogate i piliśmy nawet ciepła czekoladę. Muszę przyznać, że z JACHEETEM, byliśmy rozrzutni; nasze paczki przyszły we wtorek a już prawie nic nie zostało; ale od tygodnia czujemy się znacznie silniejsi. W środę, po zjedzeniu 300 kalorii czekolady,(35) nie mogliśmy zasnąć-rewolucja skurczonego żołądka przyzwyczajonego tylko do niewielkich ilości brukwi! MAX przyszedł popołudniu na kawę; myśli on już o powrocie do domu, ponieważ front na Renie jest nieszczelny i nie może to już dłużej potrwać. Czyżby był to nasz ostatni tydzień?Jeśli tak, na wakacje byłbym w domu.

wtorek 10 kwietnia 1945 Postanowione, wyjeżdżamy jutro. Wciąż trwają alarmy: liczne szwadrony przecinają niebo, kanonada się zbliża i wieczorem wszytko rozświetlają wybuchy bomb. Będziemy więc uciekać przed inwazją amerykańską, tak jak uciekaliśmy przed rosyjską falą 2,5 miesiąca temu. Będą nam towarzyszyć koledzy z NIENBURGA(36), którzy nas odnaleźli. Nie chcę wyjeżdżać, ale po krótkim namyślę, niech będzie, niech żyje przygoda! Zapinamy torby i w drogę i niech słońce nam przyświeca jutro o 8.

środa 11 kwietnia 1945 Nie wyruszyliśmy, Amerykanie są coraz bliżej. Wyjedziemy czy nie? Każda mijająca godzina….

czwartek 12 kwietnia 1945 Nie wyruszamy. Strażnicy są coraz bardziej delikatni i już nie tak fanatyczni. W obozie włoskim ulokował się punkt przemytowy(37) Ich obóz został zbombardowany i jest około 100 martwych.(37) Oflag 83 jest zajęty przez włoskich oficerów; na nasze przybycie obóz został podzielony na dwie części. Włosi byli od nas oddzieleni szerokim pasem drutów kolczastych. Do tej chwili strażnicy przeszkadzali w nawiązywaniu jakichkolwiek relacji między nami, ale od dzisiaj już nie ingerują. Cennik: paczka papierosów amerykańskich-1000 franków (Włosi mieli dużo pochowanych pieniędzy, jeden z nich chciał nam nawet sprzedać swoją obrączkę. JACHEET go zrugał. Włosi zastanawiają się jaki czego ich los; ich morale jest bardzo niskie.

piątek 13 kwietnia 1945 Wczoraj wieczorem rozdano po paczce amerykańskiej na oficera. Jaka gratka! I jaka radość w obozie-rozdano nieotwarte. Mam wrażenie, że wszystko im się powoli sypie. Tego ranka, po nocy, której prawie wcale nie spałem wypiwszy mocną kawę, około 9:00 detonacje silnie wstrząsnęły oknami. Wielkie poruszenie w pokoju. Jakiś czas później JACHEET wraca i oznajmia, że Niemcy wyjechali. Wielki rozgardiasz. W rzeczywistości wokół obozu pozostało tylko kilku strażników, wydaje się odpowiedzialnych by przekazać nas aliantom. Ciężko jest uwierzyć, że po 58 miesiącach niewoli nadchodzi dzień naszej wolności; nie mogę w to uwierzyć. Koledzy, w symbolicznym geście, wyrywają kawałki drutów….Francuski dowódca obozu przejmuje odpowiedzialność za zaopatrzenie, trzeba przecież zwiększyć racje żywnościowe. Dzięki amerykańskim paczkom uroczyście świętujemy ten dzień, piątek 13, i mimo że wciąż przebywamy za drutami, to już nie jest taka sama niewola. Czekamy spokojnie na przybycie Amerykanów. Czekolada, papierosy i kawa krążą z rak do rąk. Cóż za piękny dzień, jak mówi JACHEET ''to wyjątkowy dzień i trzeba go uczcić''. A wieczorem wystawiamy straż.(38).

sobota 14 kwietnia 1945 Ciągle nie ma Amerykanów, ale słyszymy ich na zachodzi i wschodzie i wojna jest wirtualnie skończona. Racje ziemniaków zostały podniesione do 1 kg i do tego uzupełniamy nasze posiłki zapasami z amerykańskich paczek; jedynie brakuje nam chleba (200g), ale zaopatrzenie jest dobrze zorganizowane, rzeźnicy i piekarze poszli do wioski i pracują. Jest dobrze.

niedziela 15 kwietnia 1945 Sytuacja bez zmian. Wciąż jesteśmy w obozie. Niecierpliwie czekam na przybycie naszych wybawców. Zastanawiamy się już nad datą naszego powrotu do domu.(39). (38) Pytano o ochotników. I w taki sposób spędziłem 2 h jako strażnik. Pogodna była piękna. Jaka dziwna sytuacja, nie ma już strażników ale pilnujemy by nikt nie wyszedł za druty! (39) Przeszukując baraki znaleźliśmy nasze listy, które nigdy nie zostały wysłane.

poniedziałek 16 kwietnia 1945 Tej nocy z JACHEETEM byliśmy strażnikami przy drzwiach obozu. Słyszeliśmy toczące się w okolicy walki, z wieżyczek strażniczych widzieliśmy palące się domy, słyszeliśmy wystrzały z broni automatycznej i świszczące kule. Ostrzał był bardzo brutalny wczoraj wieczorem i dzisiejszym rankiem. Czekaliśmy na aliantów ale o 9:00 zostaliśmy zmienieni i jeszcze ich nie było. Noc pełna wydarzeń. JACHEET broni się jak lew,(40). Tego wieczora, o 17 major COOLEY, dowódca batalionu czołgów przyjechał samochodem do obozu. Nieuzbrojeni strażnicy zostali internowani! Słychać okrzyki ''hura'' Wydaje się , że jesteśmy wolni po 1772 dniach niewoli. Poza poprawą zaopatrzenia, jeśli chodzi o ilość i jakość, nie ma większych zmian. Rzeźnicy i piekarze nie poszli dziś do wioski i trzeba nastawić się na brak chleba.

wtorek 17 kwietnia 1945 Wielkie wydarzenie: Niemcy wrócili do WITZENDORF i zatrzymali, jako zakładników 4 piekarzy, w tym MAXA, (41). Jestem zaniepokojony o jego los, na szczęście powróci on do nas wieczorem po interwencji pułkownika. Nasi strażnicy zostali zwolnieni-dziwna sytuacja,(42).

środa 18 kwietnia 1945 Ciągle nie ma Anglików, i wciąż Niemcy kryją się we wsi i w lasach. Powiedzieli nam, że trzeba poczekać około 8 dni na wyjazd, ale w takim tempie…..Słychać ostry ostrzał na północy w kierunku SOLTAU. Wykorzystałem ten dzień na zrobienie prania.

czwartek 19 kwietnia 1945 Bez zmian.(40)Max GOUBAUD,(41) bliski przyjaciel, znalazł dodatkowy skład zapasów. (42) Po naszym wyzwoleniu Anglicy posuwają się naprzód, jednak w okolicznych lasach pozostało wielu niemieckich żołnierzy, którzy po odejściu Anglików, ponownie zajęli wieś.

sobota 21 kwietnia 1945 Na przykład, dziś wielka wiadomość: kwestia wyjazdu by dołączyć do lini angielskich(43), cały dzień czekamy na precyzyjne wiadomości na temat wyjazdu. JACHEET nękany bronchitem nie wyjeżdża i pozostaje z chorymi-więc ja też zostanę.

niedziela 22 kwietnia 1945 Wyjazd dziś rano. Zostajemy, 87 chorych Francuzów i kilka setek Włochów.Na szczęście mamy pod dostatkiem zapasów(44). To prawdziwe marnotrawienie jedzenia w porównaniu do niedostatków, jakie cierpieliśmy jeszcze miesiąc temu. Tego wieczoru, każdy dostał amerykańską paczkę. Wszystko się dobrze układa. Widzimy posuwające się wzdłuż ogrodzenia czołgi. Torba, Namiot,(450.)

poniedziałek 23 kwietnia 1945 JACHEET idzie do wioski zanieść nasze listy-ponieważ wioska po ciężkiej walce jest przejęta przez Brytyjczyków. Pewien belgijski oficer przybył do obozu wraz z JACHEETEM. Obiecał się on nami zająć. Zastanawiamy się nad ewakuacją i przeniesieniem do Włoch,(46). JACHEET wraca 20 jajkami,(47).

wtorek 24 kwietnia 1945 Zaprosiliśmy doktora na wyborny posiłek:omlet z szynką, sałata, itd. JACHEET jedzie rowerem i wraca z zapasem wspaniałego tytoniu. Pogoda jest wymarzona, cierpliwie czekamy, uzbrojeni w obfite zapasy, dziś zjedliśmy befsztyk (jak pisał Marcel AYME). Dobrze nabita fajka, w taki sposób mogę spokojnie czekać.

(43)Anglicy posuwają się na dwóch osiach: my byliśmy pomiędzy(44).Mamy jedzenie z całego obozu dla około900 osób.(45)We włoskim magazynie znajduję plecak, tropik namiotu i nieprzemakalny płaszcz,(46)które sobie pożyczam.(7) JACHEET jeździ po okolicznych fermach.

środa 25 kwietnia 1945 JACHEET pojechał dziś rano-wrócił z 50 jajkami!wieczorem zrobiliśmy omlet i naleśniki. Widział komando(47)i zatrzymanie pewnego jeńca. Widzę, że odzyskał zdrowy apetyt i powróciła mu chęć do życia, z dnia na dzień nabiera coraz więcej sił. Ja zostałem w obozie: zajęty przez drobne sprzątanie wcale się nie nudziłem. Pewien angielski oficer i francuski dowódca składają nam wizytę. Jedzenie wciąż dobre.

czwartek 26 kwietnia 1954 Nowa wizyta dowódcy francuskiego: De CHAUVIGNY de SARGÉ sur BRAYE . Zbliża się repatriacja (49). Ale w tym momencie dni wcale nie są dla nas uciążliwe. JACHEET wrócił z cukrem, chlebem, margaryną…..i przygotował mały posiłek, co mnie zdziwiło-mnie, który ma taki apetyt! Dziś wieczór wyborne naleśniki. Po zupie, wyszedłem za druty i zerwałem kwiatek-wrażenie wolności, ulgi, znikł ciężar z moich ramion.

piątek 27 kwietnia 1945 Rano wyruszyłem z JACHEETEM samochodem by odebrać zapasy od żołnierzy z komando. Przywieźliśmy skrzynkę mięsa, ryż, mąkę, margarynę, itd.

sobota 28 kwietnia 1945 Popołudniu odbyłem długi spacer w lesie, około 10km , razem z JACHEETEM, który znalazł rower. Znaleźliśmy pozostawiony materiał , ale nic bardzo użytecznego.(49) Dowódca dał mi do wysłania list do swojej siostry, jest tak bardzo pewny, że w ciągu kilku dni będę w LOIR et CHER. To doradca generalny w gminie Savigny sur Braye.

niedziela 29 kwietnia 1945 Dzień wypieków: zjedliśmy 4 ciastka, już nie pamiętamy uczucia głodu. Schodzę do wioski z JACHEETEM: łup-8 jajek! Są tam Amerykanie, wpadamy na małą grupę, która je apetyczny lunch, ale nie zapraszają nas byśmy się przyłączyli!Jeden z naszych kolegów, który poszedł do lasu, wrócił z postrzelonym ramieniem. Wydaje się, że Polacy i Rosjanie (50) pomagają sobie i można natknąć się na wolnych strzelców; okolica staje się niezdrowa.

poniedziałek 30 kwietnia 1945 Wielkie poruszenie;Włosi ,którzy wyjechali w niedzielę powrócili!Ponieważ nie chcemy przebywać w ich towarzystwie, nasza mała grupa przenosi się i lokuje w budynkach Abwery,(52), co nam zajmuje cały wieczór. Dla transportu używamy znalezionego w lesie samochodu. W końcu śpię w pokoju, w czystym miejscu. Jaka zmiana po dotychczasowej nędzy!

Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width=
Oflag 83 - WIETZENDORF Le camp de concentration de BERGEN-BELSEN Le camp de concentration de BERGEN-BELSEN
Cliquer  </td>
    <td width=   Cliquer border=
Le camp de concentration de BERGEN-BELSEN   Oflag 83 – WIETZENDORF.

wtorek 1 maja 1945 Rankiem- wielka wiadomość:mamy wyruszyć i dołączyć do kolegów w Bergen, 13 km stąd. Jako że nie ma JACHEETA(pojechał samochodem do Soltau) szybko się przygotowuję. Wyjazd ciężarówkami o 3h. Zastępujemy Włochów-cóż za brud w domu! Mieszkańcy Bergen mieli 1h by się przenieść i zostawić miejsce dla oficerów(53). 1300 kolegów już wyjechało, inni czekają. Pewna grupa jest nawet zaalarmowana od 8 dni, czekając na wyjazd w każdej minucie. JACHEET wraca i dołącza do mnie z 3 kopami jaj! Wygodnie się lokujemy,(5), mamy zapasy, jest dobrze. Odnajduję MAXA.

(50)Opowiadania byłych jeńców. Niemieccy żołnierze, którzy sie ukrywają (52). Budynek , który zajmowali strażnicy.(53) To na widok pobliskiego obozu BERGEN-BELSEN , Anglicy ewakuowali miasto by nas tam umieścić.(54) W opuszczonych domach znajdujemy duże zapasy.

środa 2 maja 1945 Toaleta, gotowanie w kuchni i wieczorem udaję się z JACHEETEM do MAXA, który zabił świniaka. Jaka szkoda, że aparat fotograficzny został w Choszcznie!(55).

czwartek 3 maja 1945 Ciągle nie wyjeżdzamy. Jemy królika. Zostałem zaproszony na wieczór do MAXA. Posiłek przygotowany przez 2 Polki jest ciekawy(zatuski, zupa z czereśni), ale pyszny i obfity. To koniec niewoli.(56) Ratinaud jest w formie, bardzo miły wieczór kończy się około 1:00 i razem z nim śpię w jednym, małym łóżku, ale to nic!

piątek 4 maja 1945 Wyjazdy znów się zaczynają

sobota 5 maja 1945 Dziś mają miejsce liczne wyjazdy. Max też wyjeżdża i w ostatniej godzinie jesteśmy postawieni w stan pogotowia(58). Zabieramy od LECUTIEZ dwa samochody różnego rodzaju konserw?(59), więc już nie martwimy się o menu. Urodziny mamy.

(55)JACHEET dostał ukryty w paczce mały aparat, który schował pod moim łóżkiem.(56) ''Balonik niewoli'' była to cotygodniowa gazeta pisana przeze mnie w jednym egzemplarzu i utworzona przez MAXA 2 listopada 1940roku. Miała ponad 200 numerów!(57) Musimy spać w domu, ponieważ jest godzina policyjna i zakaz poruszania się nocą (brytyjskie patrole).

Max mieszka u krawca, który ma zapasy materiałów (zebranych z okupowanego kraju).Kuchnią zajmują się dwie deportowane tu Polki, które służyły pani domu.(58)Mamy być gotowi do drogi w ciągu godziny .(59) Trzeba odnaleźć zakopane w ogrodzie przez mieszkańców konserwy, ale LECUTIEZ z łatwością je znajduje. Dom jest pełen zapasów: ryż, ciasto, nawet mydło z Marsylii!

niedziela 6 maja 1945 Cały dzień upływa na czekaniu na wyjazd, który nie ma miejsca. Menu obfite i zróżnicowane, różnego rodzaju wypieki.

poniedziałek 7 maja 1945 Ciągle nie ma wyjazdu. Miasto jest wypełnione kobietami i mężczyznami z obozu Bergen-Belsen(60), biedni ludzie, którzy opowiadają straszne historie na temat przebytego traktowania. I my się skarżymy!nasz właściciel jest coraz bardziej do naszej dyspozycji;nawet szyje nam małe flagi. Powoli widać zmiany na naszych twarzach za sprawa odpowiedniego i pełnowartościowego pożywienia. Z dnia na dzień przybywa nam sił. Pod koniec dnia:alarm: jutro obędzie się wyjazd,(61).

wtorek 8 maja 1945 Wojna skończona!, w końcu! O 8:00 wyjazd do SORLINGEN w ciężarówce-120 km. Ruiny i zniszczenia po drodze. Odnowione mosty. Kwaterunek jest bardzo zły, nie mam nic przeciwko wyruszeniu jeszcze tego samego wieczora do Rheine.

(60) W domu w BERGEN, mieszkamy z 2 kobietami-Rumunkami. Właściciel, któremu przez litość pozwoliliśmy wrócić do swojego domu (ale umieściliśmy go w innej części) chciał się przeciwstawić. BOUYNOT wytłumaczył mu, że to Niemcy postawili te kobiety w takim stanie i że trzeba im pomóc. Jedna z Rumunek, studentka, mówiła bardzo dobrze po francusku;deportowana, została wysłana do fabryki lokomotyw, potem do obozu koncentracyjnego. Widuję ją jeszcze, delektująca się winem ; ''to jest pyszne! wy panowie powrócicie do swojego kraju, do rodzin, ale my….co nas czeka?'' Zabroniono nam chodzić do obozu w BERGEN gdzie szalał tyfus pod groźbą kwarantanny, ale Rolland tam był i widział….(61). Niektórzy zostali repatriowani samolotami, na przykład MENANT.

środa 9 maja 1945 Przyjeżdżamy o 5:00 rano. Ledwie przyjechałam a już czuję jak Camille klepię mnie w ramie- wielka niespodzianka(62). Nie myślałem, że go spotkam. Daje mi papierosy i poznaje ze swoimi kolegami. Duży obóz z tysiącami żołnierzy i cywili wszystkich narodowości. Upał nie do zniesienia. Wyjazd o 13: 00 ciężarówką. Jesteśmy bardzo ścieśnieni i cierpię z powodu upału, bo jestem za ciepło ubrany. Dużo wiosek zrujnowanych, liczne ślady wojny, z niektórych miast jak BOCHOLZ pozostała tylko sterta kamieni. STATHEIM , przejście przez Ren po moście o 18:00. Szybkie przejście przez Holandię gdzie atmosfera jest inna: brukowane domy ,ludzie mówiący nam dzień dobry.Ale wracamy do Niemiec żeby przybyć do KEVEALER, miasta, które również wiele wycierpiało. Lokują nas byle jak, ale kogo to obchodzi!

czwartek 10 maja 1945 Pewien Anglik dał nam czekoladę dla dzieci a dla nas papierosy. Mamy wyruszyć do Lille dziś wieczorem lub jutro. Bardzo gorąco. Wrócimy w trakcie pięknego sezonu. W drodze powrotnej widzimy kwitnące jabłonie i poziomki w ogródkach.. Jest pięknie!

Notatki kończą się w tym miejscu.

Z LILLE skierowano nas do VALENCIENNES pociągiem. Tam, zostaliśmy zaszczepieni, odwszeni, i wyposażeni w papiery. W piątek 11 wieczorem pociąg zabrał mnie z Valenciennes do AUBRAIS, JACHEET mnie opuszcza. Przybywam do BLOIS w sobotę 12 rankiem. Następnie wyjazd do domu gdzie przybywam wieczorem. Kilka fleszy w głowie. Zdziwienie, gdy odkrywam tak młodych żołnierzy ( byliśmy odcięci od wszystkiego przez 5 lat). Zdziwienie cenami (myśleliśmy z JACHEET, że cyfry na fajkach to ich numery). Chciałbym podkreślić uprzejmość jaką nas otoczona po naszym powrocie do Francji:w VALENCIENNES, na postojach pociągów, w BLOIS. Zakończę pewnym wzruszającym akcentem:

Kiedy nasz pociag dotarł do Francji, zatrzymał się na granicy. Wtedy wszyscy wysiedli z wagonow by ucałować ziemię ojczyzny… (62)Camille to mój przyrodni brat!!!(63)Tworzymy jednostkę, formalności nie są dla nas istotne.(64) Jemy gruboziarnisty chleb.

Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width= Cliquer  </td>
    <td width=
Karta repatrianta porucznika Adolphe Tillard, pierwsza strona druga strona. Karta demobilizacyjna porucznika Adoplhe'a Tillarda.